Snippet

Pewnego razu na dzikim wschodzie

Kurdyjski bohater wojenny, Baran, stacjonuje w małej miejscowości na granicy Iraku i Turcji, gdzie panuje bezprawie i korupcja.

gatunek: Dramat
produkcja: Francja, Niemcy Irak
reżyser: Hiner Saleem
scenariusz: Hiner Saleem, Antoine Lacomblez
czas: 1 godz. 52 min.
muzyka: -
zdjęcia: Pascal Auffray
rok produkcji: 2013 (w Polsce 2014)
budżet: -
ocena: 5,9/10












 
Najpierw strzelaj potem...


Do kin studyjnych przybyła produkcja opowiadająca o rozmaitych zdarzeniach na dzikim wschodzie. Film naprawdę zapowiada się obiecująco i można by liczyć na wiele niespotykanych zdarzeń. Oprócz tego może się pochwalić kilkoma nominacjami, bądź nagrodami, jednak czy zawsze film obsypany nagrodami jest wartościowy?

Otóż nie! Fabuła produkcji opowiadająca o Baranie, przeniesionym do zapyziałej dziury na krańcach państwa, w celu przejęcia komisariatu policji powinna być intrygująca. Oczywiście taka jest (z początku) jednak w trakcie trwania produkcji dochodzimy do wniosku, że jest płytka i jednowarstwowa. Nie opiewa w zawiłe intrygi kreowane przez Aziza Agę, jak by się z początku  mogło wydawać. Końcówka dosadnie pokazuje, że produkcja nie jest wysokich lotów. Akcja budowana jest poprawnie posiadając liczne przerywniki pozwalające upuścić powietrze z płuc (oczywiście jeśli jakieś nam zalegało). Właściwie to dużo nie trzeba się rozpisywać. Fabuła nie jest ani zbytnio oryginalna ani przesadnie wspaniała. Ma solidne fundamenty, jednak jest po części przewidywalna, a w niektórych momentach wręcz śmieszna (akurat to nie przeszkadza za bardzo).

Postacie wykreowane przez Korkmaza Arslan'a (Baran) i Golshifteh Farahani'ę (Govend) są dobrze zbudowane i zagrane. Co do reszty mam takie samo zdanie, gdyż żaden z aktorów nie wyróżnia się jakoś specjalnie.

Produkcja ukazuje wiele krajobrazów państwa Kurdów, jednocześnie pokazując rzeczywistość jaka panuje obecnie w ich państwie. Ciekawa okazuje się muzyka, która głównie składa się z jednego utworu granego przez bohaterkę na nieznanym mi instrumencie. Oprócz tego film posiada kilka zabawnych scen jak np. próba powieszenia skazańca, czy chociażby matka głównego bohatera ciągle próbująca go wydać za mąż.

Niestety po wyjściu z kina całość układa się w naszej głowie i dochodzimy do wniosku, że film właściwie nic nie wniósł do naszego życia. No, może oprócz przesłania, że czasem należy kogoś po prostu zabić, aby zakończyć jego bezprawną samowolkę. Poza tym z produkcji od pewnego momentu zaczyna się robić "love story", które co prawda było do przewidzenia jednak nie podejrzewałem, że koniec okaże się tak przewidywalny do bólu. No cóż, ja się filmem zawiodłem ponieważ oczekiwałem od umiejscowienia akcji i ciekawie zapowiadającej się fabuły znacznie więcej.


2 komentarze:

  1. To nie tylko jest love story: to film, który powstał w państwie gdzie za seks przedmałżeński się kamieniuje. Miłość bohaterów była konieczna do ukazania walki o wolność wyboru kochanków. Bardzo spłyciłeś ogólny wydźwięk filmu, bo warstwa polityczna ma tu olbrzymie znaczenie. To opowieść o próbie wprowadzenia nowego ładu w świecie gdzie tradycja zakorzeniła się tak bardzo, iż lud nie widzi krzywdy jaką ona mu przynosi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może tak jest w rzeczywistości, jednak ja nie dostrzegłem żadnych z twoich uwag w filmie (może jedynie poza dyskryminacją kobiet). Jeśli twórca by je bardziej uwydatnił lub na podstawie twojej wypowiedzi oparł fabułę to nie ukrywam, że film naprawdę mógłby być ciekawy. Tak to produkcja (przynajmniej dla mnie) ma kłopot z określeniem samej siebie. Mimo tego, dzięki Adrian za twoje spostrzeżenia. ;)

      Usuń