Snippet

Strażnicy Galaktyki

Zuchwały awanturnik Peter Quill kradnie tajemniczy artefakt stanowiący obiekt pożądania złego i potężnego Ronana, którego ambicje zagrażają całemu wszechświatowi.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: James Gunn
scenariusz: James Gunn, Nicole Perlman
czas: 2 godz. 2 min.
muzyka: Tyler Bater
zdjęcia: Ben Davis
rok produkcji: 2014
budżet: 170 milionów $
ocena: 7,6/10












 
Od teraz tworzymy ekipę


Już od kilku lat studio Marvel produkuje jedne z najbardziej kasowych filmów na podstawie swoich komiksów. Co ciekawe, wypracowało pewne schematy, aby każdy z nich nie schodził poniżej pewnego poziomu. Mimo to nikt nie był na tyle odważny, aby zabrać się za ekranizację "Strażników Galaktyki", do czasu... kiedy pojawił się James Gunn - jedyny śmiałek. Takim oto sposobem, już od początku produkcji filmu było o nim głośno, a im bliżej premiery tym atmosfera coraz bardziej wrzała niczym w Kotle bałkańskim. Nawet długo po premierze obraz Gunn'a nie schodzi z podium box-office'u. Marvel jest zadowolony, ale co z nami kinomanami?

Film zaczyna się jak odyseja. Jest coś w rodzaju prequel'a, który informuje nas dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Następnie akcja skacze wiele lat później. Fabuła jest prosta i przez większość czasu poświęca czas ekranowy jednemu wątkowi – skradzionemu przez Quill'a artefaktowi. Inne wątki stoją na poboczu czekając na swoje pięć minut. Niestety nie mają dużej szansy zaistnienia, gdyż reżyser poświęca według mnie za dużo czasu na "zabawę" z tajemniczą kulką kiedy wystarczyłoby ten wątek uszczuplić i stałby się dużo ciekawszy. No cóż, zdarza się. Mimo tego seans nam się nie dłuży.

Bohaterowie, których prędko polubimy stanowią niezaprzeczalny fenomen tego film. Po pierwsze świetnie dobrani, po drugie zagrani. Star Lord, Gamora, Rocket, Groot i Drax tworzą niesamowitą paczkę, którą się wyśmienicie ogląda. W roli Quill'a (Star Lord) mamy przezabawnego Chrisa Pratt'a, który tak jak inni Marvelowscy bohaterowie musiał zaprezentować swój kaloryfer tak bez konkretnej przyczyny. Akurat Pratt'owi się wcale nie dziwię. Też bym chciał się pochwalić takim kaloryferem szczególnie wtedy gdy wymagałoby to zrzucenia 30 kilo nadwagi (polecam pooglądać jego zdjęcia sprzed "Strażników..." i zobaczyć jakiego dokonał postępu). Mamy też Zoe Saland'ę tylko tym razem w kolorze zielonym, a nie niebieskim jak w Avatarze. Oraz oczywiście Bradleya Cooper'a jako Rocketa (szopa) i Vina Diesel'a czyli Groota podkładających głosy pod obie postaci.

Jeśli chodzi o czarne charaktery to mamy ich kilka, a mianowicie trzy. Niestety dwa z nich są tak nijakie, że aż ciężko w to uwierzyć. Pierwszy to Ronan od, którego w ogóle nie czuć, że pała złem albo demonicznością i ciężko go uznać za czarny charakter. Nie budzi respektu. Drugi natomiast to Thanos, którego jest w filmie jak na lekarstwo. Co ciekawe bardziej intrygującą postacią okazuje się Nebula grana przez Karen Gillan (Doctor Who). Mam nadzieję, że potencjał tej postaci zostanie wykorzystany w kolejnych częściach.

Oczywiście, jak na kino rozrywkowe mamy wiele scen akcji i świetne efekty specjalne. 3D jakoś specjalnie nie zachwyca, ale jest parę ciekawych scen z wykorzystaniem tej techniki. Jednym ze wspominanych standardów Marvela są śmieszne sceny i gagi, które mają za zadanie inteligentnie przemycać humor do takich produkcji. Jednak tutaj dzieje się coś odwrotnego. Ilość zabawnych scen w tym filmie przewyższa wszystkie inne wcześniej. Tutaj po prostu kipi od śmiechu. Oprócz tego jest zwariowany i zakręcony. Chyba nawet trochę odbiega od innych produkcji tego studia. Do tego jeszcze mamy świetnie dobrane utwory lat 70, które tworzą unikalny klimat. Co do dubbingu, mam kilka uwag, nawet jeśli byłem na filmie z napisami. Uważam, że Paweł Małaszyński nie jest dobrą osobą do podkładania głosu Peterowi. Nie pasuje do postaci tak jak dubbing ze zwiastuna, który wyjątkowo był dobry. Ocenę jednak pozostawiam tym co widzieli film z dubbingiem.

Tak czy siak obraz Gunn'a jakoś nie zrobił na mnie takiego wielkiego wrażenia. Nie świadczy to o tym, że film jest zły, bo to nie prawda. Gratuluję reżyserowi, że udało mu się stworzyć produkcję z sensem w której jest humanoidalne drzewo czy chociażby gadający szop. Niestety pomimo tego sukcesu "Strażnicy Galaktyki" jakoś nie wywarli na mnie większego wrażenia. Tutaj właśnie dochodzę do konkluzji, że niesprawiedliwie oceniłem "Kapitana Amerykę: Zimowego żołnierza", gdyż jest to jeden z najlepszych filmów Marvela dotychczas. Będę niestety zmuszony zmienić jego ocenę ponieważ po wielu przemyśleniach uznałem, że niesłusznie go oceniłem. K.A przewyższa dzieło Jamesa Gunn'a na polu konstrukcji fabuły oraz zarysowaniu licznych intryg. Wszystko jednak sprowadza się do tego, że najnowsza produkcja Marvela jest godna uwagi i jeśli tylko chcecie się rozerwać możecie ją wybrać bez najmniejszego zastanowienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz